Top 10 miejsc na świecie związanych z marihuaną, do których warto pojechać

3
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana

…stają w szranki w zawodach takich, jak rollowanie jointów na czas, czy „rzut bongiem”.

6. Góry Rif w Maroku

woman-hash

Maroko przez lata było i nadal jest jednym z największych światowych eksporterów haszyszu. Zwłaszcza rynek europejski jest zalany towarem pochodzącym z tego kraju. Uważa się, że serce jego produkcji znajduje się w górach Riff – terenie kontrolowanym przez mniejszość etniczną Berberów, którzy niewiele sobie robią z oficjalnego państwowego zakazu hodowania, sprzedaży i posiadania marihuany.

growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox

Prawdę mówiąc całe Maroko niewiele sobie z tego zakazu robi. W każdym większym mieście można kupić towar na ulicy. I nic w tym dziwnego – cała kultura arabska przez wieki była bardzo pozytywnie nastawiona do marihuany. Konopie pełniły w niej podobną funkcję jak u nas alkohol.

163633408

Haszysz w górach Riff zaczęto produkować na wielką skalę na eksport prawdopodobnie w 1962 r. i od razu zyskał on sobie renomę świetnego towaru. Przez miejscowych jest on nazywany „Kiffem”, co oznacza „przyjemność”. Podobno krzaki konopi porastają nieraz całe doliny w tych górach.

Legendą jest owiana miejscowość Ketama, nazywana stolicą haszyszu. To stosunkowo niewielkie miasteczko, wokół którego skoncentrowana jest duża część plantacji. Niewiele osób tu jednak dociera, z Europejczyków trafiają tu podobno osoby zainteresowane zakupem na dużą skalę (tutaj można przeczytać bardzo ciekawą – choć nie wiem na ile wiarygodną – relację Polaka, który miał okazję tam być i udając narkotykowego mafiozę zobaczył więcej niż inni). Zwykli turyści zatrzymują się raczej w malowniczym Szefszawanie – mieście fontann, zaliczanym do jednych z najładniejszych w kraju. Oprócz zakupu haszu miejscowi oferują tam zwykle także możliwość zwiedzenia pobliskich plantacji i przyjrzenia się całemu procesowi produkcji z bliska.

chefchaouen

Wiele osób, które tam było ostrzega jednak, że trzeba bacznie uważać na to co się kupuje od miejscowych. Marokańczycy naiwnym i mającym niewielkie pojęcie o haszu turystom (a takich, którzy tutaj po raz pierwszy w życiu chcą się upalić jest podobno niemało) często wciskają towar bardzo marnej jakości. Popularne zwłaszcza stało się sprzedawanie „marihuanowych ciasteczek”, w których nie ma ani grama Mary Jane, a turyści i tak twierdzą, że „coś poczuli”.

7. Kambodża

farmer-ratanak

Jeśli już Daleki Wschód, to warto wybrać właśnie ten kraj. We wszystkich sąsiednich posiadanie narkotyków jest bardzo surowo karane (niekiedy nawet i śmiercią). Kambodżanie natomiast do marihuany podchodzą na dużo większym luzie. Owszem, posiadanie jest nielegalne, ale sprawę zwykle załatwia niewielka łapówka jeśli już zostaniemy przyłapani na gorącym uczynku przez policjanta.

W Phnom Penh (stolica kraju) zioło bez problemu kupimy na ulicy. Co więcej miejscowym specjałem podawanym w restauracjach jest… pizza bazująca na cieście, do którego dodaje się gandzię (w tych samych restauracyjkach bez problemu kupimy towar od obsługi). Omawiany przysmak rozpoznamy w menu zwykle po nazwie Happy Herb Pizza lub po prostu Happy Pizza.

happy-pizza-cambodia

Abstrahując już od jedzenia warto wspomnieć, że Kambodża jest bogata w atrakcje turystyczne, zwłaszcza w – często na wpół zawłaszczone przez dżunglę – wiekowe świątynie Khmerskie i Syjamskie. Musi być niezwykle fajnie móc oglądać to wszystko będąc kompletnie spalonym.

8. Indie

kehnp1

Kraj ten często uważa się za miejsce narodzin marihuany. Głównie chyba dlatego, że stąd wywodzi się pierwsza pisemna wzmianka o gandzi (w tekście datowanym na 2 000 lat p. n. e.). Zioło należy zresztą do jednej z 5-ciu świętych roślin Hinduizmu. Poza dużymi miastami, na prowincji można podobno często tutaj zobaczyć krzaki konopi rosnące „na dziko”, zwłaszcza na północy kraju. Podczas licznych festiwali, towarzyszących świętom wcześniejszym niż chrześcijaństwo, pite jest często bhang lassi – trunek bazujący na liściach gandzi. Są też pewne specjalne uroczystości – jednym z najważniejszych tego typu jest Noc Sziwy (obchodzona na przełomie lutego i marca) – podczas których konopie spożywa się rytualnie. W takie dni normalne prawo narkotykowe zostaje tymczasowo zawieszone.

sensi_catalogue_in_india

W Indiach palacze trawy (tak jak i zresztą fani innych używek) bawią się najczęściej na Goa. To miejsce słynie od dawna z plaż, drinków, lekkich dragów i imprez. Dużo jednak ciekawszą propozycją dla konesera konopi może być wybranie się do doliny Parvati w regionie Himchal Pradesh. Jest to miejsce, gdzie kult Sziwy złączony z konsumowaniem Mary Jane w różnej postaci jest szczególnie żywy. Palenie marihuany przybiera tu charakteru kontaktu z tym co nadprzyrodzone. Ten sakralny wymiar jest czymś z czym trudno się spotkać w naszej kulturze i niezależnie od tego czy się wierzy w jakiegoś Boga/bogów, czy nie, może to być bardzo interesującym doświadczeniem. Z racji religijnego zastosowania i dużej akceptacji społecznej zioło, jakie można tutaj dostać, jest zwykle wysokiej jakości.

Ciekawym miejscem na wypad może być także święte miasto Puszkar. Poza tym, że łatwo tam na ulicy o Mary Jane można się w wielu restauracjach napić drinka na jej bazie, o nazwie Magic Lassi. Za to nie uświadczymy w tym miejscu alkoholu, którego spożywanie jest surowo zabronione.

9. Alaska (USA)

150111-Alaska

Niby ten stan nic nie wyróżnia na tle Kolorado, Waszyngtonu, czy innych, które zalegalizowały rekreacyjne spożywanie marihuany. Co więcej w USA wszelkie przełomowe dla branży rzeczy dzieją się poza Alaską. Ale osobiście jeśli już miałbym się wybrać na canna-trip do Stanów to wybrałbym właśnie Alaskę – bo jako jedyna oferuje prawdziwą unikatowość. Surowe, dzikie krajobrazy, dzień/noc polarna, foki, niedźwiedzie, eskimosi – i to wszystko w kłębach dymu. Zawsze się zastawiałem jakby wyglądała zorza polarna na żywo, na kompletnym zjaraniu, albo jakie to uczucie palić w igloo. Na Alasce nie trzeba nic specjalnie wymyślać, żeby w związku z Mary Jane przeżyć coś niepowtarzalnego.

10. Christiania w Kopenhadze, w Danii

Cannabis-Danemark-Christiana-foto-11-1024x607

Znana również jako Wolne Miasto Christiania. Ta kontrkulturowa osada, zajmujące głównie teren dawnej bazy wojskowej nominalnie jest jedynie dzielnicą stolicy kraju. Ale w rzeczywistości różni się od reszty miasta diametralnie. To ciekawa alternatywa dla Amsterdamu, czy Barcelony. Christiania powstała na skutek zajęcia w 1973 r. kilku budynków przez hippisów-skłotersów, ma swoje własne prawa i na wpół legalne władze. Ciężkie narkotyki nie są tu zbyt mile widziane, a w centralnym punkcie miasteczka znajduje się targ, na którym można kupić zupełnie otwarcie każdą ilość marihuany, gram czy kilogram, w każdej znanej postaci. Zioło podobno jest tutaj wyborne i bardzo silne. Nie uświadczymy tu żadnych samochodów, nie można też biegać, bo wtedy zostaniemy wzięci za złodzieja lub co gorsze… policjanta-tajniaka. Otwarcie bowiem policja zapuszcza tu się rzadko. Nie można też robić zdjęć.

OllyBurn_1308_Copenhagen_0193-1600x1099

Kiedyś Christiania była miejscem tętniącym życiem politycznym i społecznym. Dochodziło (i czasem nadal dochodzi) do wielu starć miejscowych z policją, która chciała wyrzucić całą społeczność z zajmowanych przez nich terenów. Do dzisiaj funkcjonuje ona na zasadzie kontrkulturowego eksperymentu, który część polityków chciałoby wymazać z mapy miasta. Kręcą się tutaj zwykle wolnomyśliciele, anarchiści, wyrzutki z różnych subkultur, studenci z pobliskich uczelni, a przede wszystkim masa ciekawskich turystów. Ściany wielu budynków upstrzone są psychodelicznym graffiti. Podobno zioło łatwiej tutaj kupić niż normalne jedzenie, ulice pełne są drobnych dilerów.

Manuel Langer

Napisz do autora: manuellanger@cannabisnews.pl

Promocja
Promocja
Promocja
Promocja

3 KOMENTARZE

  1. Czemu w miasteczku podobnego do lewactwa jest ganja, tzn. Że to nie jest podobne do lewactwa bo lewactwo wszystko sprzeda i wszystko stanie sie
    zakazane

    • też mnie to ukłuło. la rampa ale obciach…PLUS NIE PISZCZIE BZDUR jak masz dowód i jesteś kontaktowy to za 15 euro tego samego dnia wydadzą tobie kartę członkowską, wiem bo mam, byłem, zbuszyłem a lokal to Kush accb Barcelona jakby ktoś szukał można znaleźć na fejsie 🙂 Mają dobry dżynks, jointy można kupić na sztuki licząc w eurocentach a do tego pan w kantorku ma szeroki wachlarz asortymentu od Wielkiego Białego Rekina do OG 🙂 Pozdrawiam

Comments are closed.