Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana

Czy wypowiedź Konstantego Radziwiłła, że marihuana jest niebezpiecznym narkotykiem, to oficjalne stanowisko Ministerstwa Zdrowia, pod którym pan się podpisuje?

Minister ma bezdyskusyjne prawo do własnego zdania. Proszę spojrzeć na ostatnie raporty Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii z Lizbony, sygnalizujące narastającą dobrowolną zgłaszalność do leczenia psychiatrycznego oraz terapii uzależnień z powodu problemów generowanych przez zażywanie marihuany i haszyszu. Ten odsetek w niektórych krajach we wszystkich grupach wiekowych zbliża się do 30 proc. i taką sytuację obserwujemy też w Polsce – w lecznictwie ambulatoryjnym przybywa osób skarżących się na problemy z koncentracją, pamięcią, zmianami nastroju po długim i coraz intensywniejszym stosowaniu tych substancji.

Nie łączmy marihuany z haszyszem, który wytwarzany z żywicy pędów konopi zawiera dużo więcej psychoaktywnego THC.  

growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox

W średnim i starszym pokoleniu pokutuje wyobrażenie o marihuanie, która już nie istnieje. Ona kiedyś zawierała 0,8-1,2 proc. tetrahydrokanabinolu, czyli była to ilość lightowa. Dzisiaj mamy 12, a nieraz 20 proc. THC, więc siła rażenia jest nieporównywalna. Niektóre uprawy są celowo modyfikowane genetycznie, aby miały super moc i łatwiej się sprzedawały.

Super moc ma również alkohol, który świetnie się sprzedaje wśród młodzieży i przynosi więcej szkód.

Moglibyśmy alkohol zaliczyć do narkotyków, zgoda. Powiem więcej: ze względu na zdrowotne i społeczne skutki nadużywania, uznajmy go za jeden z najsilniejszych.

Jak więc pozycjonuje pan marihuanę pośród innych narkotyków?

Nie można mówić o takim samym zagrożeniu jak np. w przypadku heroiny i kłamstwem byłoby stwierdzenie, że wszyscy po paleniu trawki wpadli w nałóg. Ale nie da się przewidzieć, jak potoczy się los osób, które jej regularnie zażywają. Nie mamy narzędzi, by móc oszacować, czy coś, co dla jednej osoby jest epizodem, dla drugiej nie skończy się tragicznymi konsekwencjami.

Dlaczego zatem minister wrzuca wszystkich do jednego worka i nazywa marihuanę śmiertelnym narkotykiem? Chorzy, którzy się nią leczą, to nie narkomani!

Sugeruję precyzyjny dobór słów. Bo to działa w obie strony: pacjenci leczeni kanabinoidami nie narkotyzują się dla draki, ale czy w takim razie medyczna marihuana też nie jest zbyt dużym uogólnieniem?

Tu powtarza pan słowa ministra, który się takiemu sformułowaniu sprzeciwił. Miał rację?

Również unikam tego zwrotu i wolę mówić o kanabinoidach mających zastosowanie w medycynie. W piśmiennictwie naukowym pojawia się coraz powszechniej medical cannabis lub cannabinoids for medical use. Jeśli chcemy rzeczywiście zmienić nastawienie do marihuany, powinniśmy skupić się na możliwościach wykorzystania przetworów konopi do celów medycznych. A więc zawęźmy to pojęcie.

Ale są badania wskazujące na to, że o wartości leczniczej marihuany nie decydują wyselekcjonowane kanabinoidy, lecz kompleks mniej przebadanych związków: terpenoidów, flawonoidów, aminokwasów, estrów.

Być może ma pan rację, ale to jest poza moimi kompetencjami i moja wiedza tak głęboko nie sięga. Uważam po prostu, że nie powinniśmy w debacie publicznej mieszać różnych rzeczy, bo na tym może stracić cel, który jest najważniejszy – pomoc ludziom chorym.

Czy zatem Ministerstwo Zdrowia wesprze projekt ustawy legalizujący marihuanę medyczną, jeśli taki pozostanie jej tytuł?

Nie mogę wypowiadać się w imieniu resortu, gdyż Krajowe Biuro, którym kieruję, choć nadzorowane jest przez ministra zdrowia, jest dla niego jedynie organem doradczym. Zresztą szczegółów projektu ustawy jeszcze nie znam.

Dlaczego nie? Od marca można się z nim zapoznać w Sejmie.

Ale dopiero teraz Marszałek przekazał go do komisji zdrowia. Z doświadczenia wiemy, że ostateczny kształt może się bardzo zmienić podczas prac legislacyjnych. Mam nadzieję, że będziemy do nich zaproszeni.

Jeszcze nikt się z Biurem nie porozumiał?

Wymieniliśmy stanowiska z Departamentem Zdrowia Publicznego MZ, ale nie miało to formy oficjalnych konsultacji z inicjatorami zmian.

Proszę nie uciekać od odpowiedzi na pytanie, jak widzi pan przyszłość tego projektu i co pan doradzi Ministerstwu?

Moim zdaniem należy powielić wzór stosowania w medycynie opioidów. Nikt nie kwestionuje ich przydatności w leczeniu bólu, a mimo to wywodzą się przecież z narkotyków. Podobny status powinny otrzymać wyselekcjonowane kanabinoidy. Nawet jeśli nie ma twardych danych, a są spostrzeżenia lekarzy, że mają one korzystny wpływ na pacjentów cierpiących na ból, chorujących na SM czy jaskrę, to powielam stanowisko Światowej Organizacji Zdrowia: warto ich potencjał wykorzystać.

Rychło w czas! Dlaczego w Polsce do tej pory ta dyskusja szła tak opornie?

Mogło to wynikać z lęku, że pod przykrywką leczenia ktoś zacznie upowszechniać rekreacyjne stosowanie marihuany. Dopiero teraz słychać głośniej naukowców i lekarzy. To zmienia nastawienie. Powoli, gdyż przełom jeszcze nie nastąpił.

Czy w Polsce nie może być tak jak w innych krajach: USA, Holandii, Izraelu, Czechach?

A czy to, że jest u nas inaczej niż tam, dotyczy tylko marihuany?

Jaką widzi pan rolę Krajowego Biura w upowszechnianiu wiedzy o kanabinoidach?

Powinniśmy przełamywać stereotypy. Tę instytucję utożsamia się z walką z narkotykami, ale nie lubię słowa walka – tu bardziej chodzi o przeciwdziałanie negatywnym skutkom zdrowotnym i społecznym narkomanii. Taka misja powinna nakładać na nas obowiązek odrzucenia marihuany w każdej formie. A ja mówię: nie! Jak najmniej ideologii, a więcej decyzji wynikających z danych naukowych.

Jakoś nie słyszałem wcześniej pańskiego głosu w tej debacie. Może szkoda?

Kiedy Wanda Nowicka, wicemarszałkini Sejmu poprzedniej kadencji, zorganizowała w 2015 r. spotkanie na temat stosowania kanabinoidów w medycynie, posadzono mnie obok pani Gudaniec, dr. Bachańskiego i prof. Osiatyńskiego. Na wstępie mnie zboksowali, bo skoro przychodzi ktoś z Krajowego Biura, to wiadomo jaką może mieć opinię o marihuanie. Po swoim wystąpieniu usłyszałem, że gdyby znano mój pogląd wcześniej – a mówiłem to samo, co w tej rozmowie – nie padłyby pod moim adresem słowa krytyki.

To dowodzi, że jednak zamiast z otwartą przyłbicą walczyć o zmianę prawa, siedzicie cicho jak mysz pod miotłą. I mało kto wie, po czyjej jesteście stronie.

Skrajne opinie są lepiej słyszalne, a wyważone łatwiej się ignoruje. Cieszę się z nawiązania współpracy z organizacją Wolne Konopie. Choć różni nas wiele, to zarekomendowali i wsparli program Candis, który jako Biuro zaadoptowaliśmy do polskich warunków i z powodzeniem rozwijamy na rzecz osób mających problemy z powodu nadużywania marihuany i haszyszu (www.candisprogram.pl).

Jak widzi pan dalsze losy stosowania kanabinoidów w polskiej medycynie?

Jestem niepoprawnym optymistą, tylko cierpliwym. Na pewno nie osiągnęliśmy punktu krytycznego. Na razie coraz więcej środowisk, nawet bardzo dalekich od siebie, zaczęło mówić jednym głosem. Czym ta dyskusja się skończy, dziś nie przesądzę. Mam wrażenie, że powiększa się przestrzeń, którą powinny wypełnić argumenty naukowe, medyczne, również te, które dotyczą praw człowieka i pacjenta.

Boję się, czy legalizując same leki z kanabinoidami nie zrobimy chorym niedźwiedziej przysługi: będą za nie musieli płacić krocie w aptece, choć na hodowle roślin na własny użytek wydaliby dużo mniej.

Mamy leczyć bez standardów? Raczej na to zgody nie będzie. Jeszcze raz wracam do celu, który powinien tu przyświecać: udostępnić potrzebującym leki na bazie konopi, które są przebadane i mają zastosowanie lecznicze. Jeśli skupimy uwagę na domowych uprawach, cały projekt może zostać storpedowany, a wtedy słuszną ideę pogrzebiemy na kolejne lata. Musimy być realistami.

Rozmawiał Paweł Walewski

Promocja
Promocja
Promocja
Promocja