Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana

…się na mnie wydzierał: Panie! Zrób pan coś! To była pierwsza duża akcja Kanaby. Później przez parę lat nie udało nam się powtórzyć tego sukcesu”

kanaba

Pamiętam jak potem po marszu policja nas zawinęła, to funkcjonariusze na mnie i na pewnym koleżce próbowali wycisnąć presję. Ów typ nawet już chciał pójść na współpracę, tylko, że on znał wszystkich po ksywach i policjant się nad nim pastwił (i nad jakimś łebkiem jeszcze), dał mu z liścia jeden, drugi raz, krzyczał: Mów gówniarzu jak się ten nazywa! – a ten dajmy na to: SocRTP – funkcjonariusz: A jak on ma na nazwisko?! – Nie wiem! – Jak to kurwa nie wiesz?! – a on mówi, że tylko w internecie się spotykamy, na liście dyskusyjnej, a policjant w ogóle wiesz, dla takiego starego pałarza to w ogóle error. Więc on na to: Jak to? – a ten: No wie pan, tak w internecie, ja tylko jego maila znam”.

growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox

(JG): „W tamtych czasach robiliśmy wiele akcji undergroundowych. To one mnie najbardziej interesowały. Nocami wlepialiśmy liście gandzi na światła, robiliśmy graffiti i malunki ze sloganami, sialiśmy konopie pod urzędami. To była taka dość hardcore’owa walka z systemem. Policja nas traktowała źle, więc my chcieliśmy zrobić źle policji. No i się tak ganialiśmy jedni za drugimi (a raczej to oni nas ganiali, a my uciekaliśmy). Najbardziej pamiętne akcje, to uprawa zgłoszona na wrocławską policję w centrum miasta i aktywistyczne przejęcie miasta Rybnik, gdzie policja miała z Nami wtedy niezłą zagwozdkę”.

Wtedy na policję spoglądało się bardziej z nienawiścią, niż z jakimś zrozumieniem. Dopiero później jak człowiek dojrzał, to się dowiedział, że to nie jest ich wina, tylko po prostu trzeba prawo zmienić, a wtedy oni będą się zupełnie inaczej zachowywać. Ale wtedy wyglądało to tak, a nie inaczej. Było bardzo dużo agresji z ich strony w naszym kierunku, a my nic złego nie robiliśmy”.

kanaba

(AD): „Jeździliśmy też zagranicę na akcje. Podczas jednej z takich pamiętnych – ok. 2006 r. w Austrii rozpieprzyliśmy naszego pierwszego Gandziobusa – przeżyliśmy czołowe zderzenie z zabytkową kamienicą. Doprowadziliśmy do ewakuacji budynku ONZ, a że słabo gadaliśmy po angielsku, to nie wiedzieliśmy w ogóle o co chodzi. A jeszcze byliśmy przebrani w więzienne pasiaki, hełmy wojskowe, wparadowaliśmy tam z jakimiś transparentami po polsku.

W tym budynku ONZ odbywała się wtedy specjalna sesja grupy zajmującej się polityką narkotykową. Służby austriackie potraktowały to jak jakiś akt terrorystyczny, bo my się nie potrafiliśmy w ogóle wygadać. Wstawieni, z jakimiś fantami, kijami, w jakichś hełmach, zawiązane chustki na twarzach, ‚ch… wie kto to’”.

(AD): „Policja nas zatrzymywała non-stop. Zresztą to działo się jeszcze i później, tak do dwóch lat wstecz od dzisiaj. Apogeum było z 4 lata temu, kiedy policja przestała zatrzymywać ludzi, bo skończyły się miejsca na dołkach. W dniach manifestacji odławianie na dworcu centralnym to był standard.

Doradzaliśmy wręcz ludziom, by nie wysiadali na centralnym, bo kryminalni mieli tam takie łowy… Jeszcze jak ktoś wysiadał z jakimś dziwnym kijkiem, transparentem, z dredami… to od razu, ciach! A że na centralnym mają komisariat to tam od razu do naga, na pełne trzepanie. I tylko kolejni na dołek, dołek, dołek… A potem sprawy. I mnóstwo ludzi siedziało. Staraliśmy się ludziom tłumaczyć by nie przyjeżdżali z ziołem, ale dla wielu to było święto”.

(AD): „Policja z jednej strony walczyła z nami, ale mieli też do nas pewnego rodzaju szacunek, bo robiliśmy też pewne „dziwne” akcje – gdy przed jednym z marszy zatrzymała dużo osób, to zmieniliśmy nielegalnie trasę marszu (za co też mieliśmy sprawę w sądzie) i wpieprzyliśmy się całą masą (z 200 osób) na komisariat na Wilczej, razem z drzwiami. Usuwali nas potem stamtąd antyterroryści. Jakkolwiek nigdy nie robiliśmy burd. Nigdy nie było historii żeby tam leciały jakieś kamienie, puchy – nic takiego. Uprawialiśmy zwykle bierny opór. Generalnie mało nas też bili, bo zawsze wracaliśmy po kolegów”.

Transformacja w Wolne Konopie

kanaba

(WS): „Kanaba była związana z Hyperrealem. W pewnym momencie jednak zaczęły się rozchodzić drogi. Z czasem potrzebne były pieniądze na działanie, Hype chciał tutaj być przejrzysty i może też trochę bardziej demokratycznie działać. Z drugiej strony nastąpiła także w 2004, 2005 r. fala emigracji i dużo naszych członków po prostu wyjechało na Zachód. Mieliśmy również problem z rejestracją stowarzyszenia Kanaba i z jego obsługą. Powstała myśl by robić Wolne Konopie, jako ruch społeczny skupiający wiele organizacji. Później to przerodziło się w stowarzyszenie Wolne Konopie”.

(AD): „Kanaba przekształciła się w Wolne Konopie na słynnym zjeździe w Warszawie, w knajpie, która już nie istnieje – Jadłodajni Filozoficznej. Chcieliśmy zrobić kolejny krok w naszej działalności”.

(JG): „Kanaba w pewnym momencie była bardzo dużym ruchem. Z czasem jednak trochę podupadła. Wiele osób wyjechało, inni pozakładali rodziny i już nie mieli tyle czasu, jeszcze inni znikali w więzieniu, a niektórzy przestali się dogadywać z sobą towarzysko. Część osób postanowiła się odłączyć i tak utworzyliśmy Wolne Konopie, gdzie robiliśmy dalej swoje, tylko w bardziej dojrzały sposób”.

Jeśli chcielibyście przejrzeć hasła, jakie rzucano na marszach w tamtych czasach, to tutaj znajdziecie ich bardzo fajny zbiór.

Promocja
Promocja
Promocja
Promocja

1 KOMENTARZ

  1. Wszystko dobrze, tyle tylko że za rok minie 15 lat od utworzenia jakiejs tam Kanaby a prawo antynarkotykowe jakie było ówcześnie takie jest i dzisiaj – za jointa mozna trafic do puchy, nic sie nie zmieniło. Więc pytanie czy warto było ciagac sie z policją i aparatem tyle czasu żeby nie zmieniło się nic? W mojej opinii wasz ruch to porażka na całej linii – działa tylko po to by działać, mącić gówniarzom w głowach, paradowac po warszawie jak klauny podczas gdy rząd i tak olewa wasze postulaty, mafia zaciera ręce a lobbyści farmakologiczni śmieją wam się w twarz. Tez kiedys miałem pełno sloganów w głowie, ale dorosłem i pogodziłem się że w Bolandii nic nigdy sie nie zmieni w temacie miekkich narkotyków bo nie moze się zmienic przy obecnym stanie umysłowym społeczenstwa. Przestałem palic, latac za dilerami i narazac swoją rodzinę na to że skoncze w pudle. Z tego wszystkiego nawet teraz nie przyznaje sie do bycia zwolennikiem dekryminalizacji gandzi, bo po co? Zatem, z punktu widzenia mojej osoby tyle własnie osiągnęliscie przez kilkanaście lat walki Panowie AD, JG i cala reszta „aktywnych”. Psu w dupę taka walka:/

Comments are closed.