Wywiad z autorką książki „Medyczna marihuana. Historia hipokryzji”

1
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana

Dorota Rogowska-Szadkowska jest cenionym lekarzem, od lat zajmującym się sprawami najciężej chorych, w tym przede wszystkim ludźmi zakażonymi wirusem HIV. Niedawno miała miejsce premiera jej publikacji poświęconej leczniczym właściwościom konopi: „Medyczna marihuana. Historia hipokryzji”. Jest to pierwsza tak obszerna książka o medycznej marihuanie napisana przez polskiego autora. Postanowiliśmy z panią doktor przeprowadzić wywiad, by przybliżyć jej pracę.

Co panią skłoniło do napisania tej książki? Ostatnio dość dużo mówi się o medycznej marihuanie, czy uznała pani, że taka książka jest z jakiegoś powodu potrzebna?

Szukałam informacji o początkach AIDS w Stanach Zjednoczonych i co chwilę znajdowałam coś, co mnie wprawiało w zdumienie i osłupienie. W końcu pomyślałam, że skoro już sama coś wiem, to dlaczego tylko ja mam o tym wiedzieć. Przeglądając informacje o poszukiwaniu leków na samym początku epidemii, które mogłyby przedłużyć zakażonym HIV życie (a większość z tych preparatów je skracała jeszcze…), trafiłam na wiadomości, o tym, że od lat 70. istniał program federalny, w którym marihuanę podawano ciężko chorym, którym nie pomagały istniejące leki.

Trzeba wiedzieć, że chorzy z zespołem wyniszczenia wyglądali wtedy gorzej niż mieszkańcy getta warszawskiego. Skala ich wyniszczenia była potworna. Ich organizmy nie były w stanie wypełniać podstawowych funkcji. Nie było wtedy żadnego sposobu zatrzymania tego – wiadomo było, że ci – zwykle młodzi ludzie – umrą. Oni sami zauważyli, że marihuana poprawia apetyt, pozwala im jeść, pozwala nie tracić na wadze, a nawet przybrać, poprawia nastrój i jeszcze dodatkowo pomaga się pogodzić z nieuchronnie nadchodzącą śmiercią.

Gdy o tym zrobiło się głośno chorzy na AIDS zaczęli się zgłaszać do federalnego programu – bo jeśli przyjmowali marihuanę poza nim mogli być złapani przez policję i zamknięci w więzieniach. Nikt nie patrzył na ich stan, na ich chorobę.

growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox
medyczna-marihuana-historia-hiporkyzji-av
Dorota Rogowska-Szadkowska „Medyczna marihuana historia hipokryzji”

To bardzo drastyczne metody postępowania z chorymi ludźmi…

Mnie też to zszokowało. Ale też wstrząsnęło mną to, że istniał (i w niewielkim wymiarze istnieje nadal) federalny program dostarczania marihuany. Wcześniej o tym nie słyszałam, gdy znalazłam te informacje wpierw nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pomyślałam sobie, że dobrze by było o marihuanie dowiedzieć się trochę więcej, bo w szkołach medycznych chyba nigdzie na świecie o niej nie uczą – uczy się o lekach produkowanych przez firmy farmaceutyczne.

Pomyślałam, że to będzie ciekawy wątek i zaczęłam szukać informacji. No i w wyniku tego „przemeblował” mi się kompletnie pogląd na medycynę.

To była dla pani aż taka rewolucja?

Miałam taki pomysł, żeby napisać rozdział, „Czy leki sprzedawane na receptę są bezpieczne?”. Zaczęłam na ten temat szukać informacji i okazało się, że ogólnie rzecz biorąc jest niedobrze. W międzyczasie dowiedziałam się, że początek AIDS zbiegł się w czasie z wprowadzaniem deregulacji w gospodarce – także w przemyśle farmaceutycznym – za rządów Reagana (nie rozumiem czemu u nas jest on tak kochany). Oznaczało to także coraz krótsze badania kliniczne.

Sugeruje pani, że medyczna marihuana jest bezpieczniejsza niż wiele leków wchodzących obecnie na rynek?

Tak może tego nie formułujmy, pozostańmy przy stwierdzeniu, że marihuana jest bezpieczna. Ale porównajmy może ją z pewnym innym lekiem stosowanym także w Polsce przy stwardnieniu rozsianym – jest on humanizowanym przeciwciałem monoklonalnym przeciw 4 integrynie alfa – sama nazwa brzmi koszmarnie, lek nie leczy stwardnienia rozsianego, łagodzi niektóre jego objawy. W czasie badań klinicznych, które trwały niecały rok nie wychwycono żadnego poważnego działania niepożądanego. Trzy miesiące po rejestracji leku okazało się, że lek ingeruje w układ odpornościowy, osłabiając go, a u niektórych osób uaktywnia się bezobjawowe wcześniej zakażenie wirusem JC. Ten wirus powoduje postępującą wieloogniskową leukoencefalopatię mózgu – chorobę na którą nie ma leczenia i która jest śmiertelna w 100%. Mimo to uznano, że pacjenci mają prawo decydowania się na ryzyko, nawet śmierci, a nie wolno im palić marihuany, która też nie leczy, ale łagodzi wiele dolegliwości związanych ze stwardnieniem rozsianym.

Czy z powodów podobnych przypadków jak powyższy mówi pani w tytule swej książki o hipokryzji, czy jest to czymś innym podyktowane?

Tak naprawdę w ogóle wiele rzeczy związanych z narkotykami jest hipokryzją, a w szczególności z marihuaną. Nikt nigdy nie udowodnił, że jest szkodliwa. Dowodów na skuteczność opierających się na badaniach przeprowadzonych na tysiącach pacjentów niby też nie ma, ale jeśliby poskładać przez dziesięciolecia te badania, które są… jasne, że marihuana też nie wszystkim pacjentom pomaga, ale nie ma leku, który by pomagał tak samo wszystkim.

Dlaczego właściwie marihuana jest nielegalna?

Gdy nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co tak naprawdę chodzi. W USA marihuanę zdelegalizowano w 1937 r. W tych samych latach 30. wynaleziono np. nylon wytwarzany z węglowodorów z ropy naftowej. Ale podobno z konopi też można nylon otrzymywać. Można też z nich robić papier, ale w latach 30. w USA rządziło na tym rynku imperium prasowe Hearsta, który akurat był właścicielem dużych połaci lasów na południu Stanów Zjednoczonych. Ponadto jego pracownik wymyślił odczynnik chemiczny pozwalający na przetwarzanie tej pulpy papierowej w papier. Nie widział więc powodu, by pozwolić, aby konopie wchodziły mu w szkodę… To jest trochę taka spiskowa teoria dziejów, ale jeżeli zdelegalizowano coś, co nie było szkodliwe no to coś tu nie gra, prawda? Najśmieszniejsze jest to, że po delegalizacje konopie dalej przetwarzano w USA, tyle że importowane z Filipin – nieuprawiano ich w Stanach. W czasie II WŚ, gdy transport morski stał się nagle „trochę” mniej bezpieczny z powodu u-bootów to nagle w USA zaczęto apelować do farmerów żeby uprawiali konopie dla zwycięstwa. Z konopi robi się bowiem sznury okrętowe, liny, mnóstwo innych rzeczy.

Potem było jeszcze śmieszniej: znalazłam tekst, który mówi, że gdy skończyła się wojna, skupowanie konopi od farmerów amerykańskich przerwano tak gwałtownie, że zostały na polach (chłopi nie mieli interesu tego sprzątać) i się po prostu przy pomocy wiatru, strumieni i rzek rozsiały po całych Stanach Zjednoczonych. Hipokryzja goni hipokryzję w całej historii marihuany.

Wydaje się pani z dużą ostrożnością podchodzić do korporacji, firm farmaceutycznych…

Są potężne. Proszę przeczytać książkę „Zabójcze lekarstwa i zorganizowana przestępczość, czyli jak koncerny farmaceutyczne niszczą opiekę zdrowotną” Petera C. Goetsche, wydaną w 2015 roku.

Ich sposób działania z jakiś powodów niepokoi panią?

Tak, mnie tak. To, że lek jest traktowany jak każdy inny towar… wie pan ja jestem starszą panią, bliższe są mi czasy Aleksandra Fleminga, który odkrył penicylinę i powiedział, że on przecież nie wynalazł niczego – to było w przyrodzie i on nie ma prawa czerpać z tego korzyści, to jest własność ludzkości.

Podejście firm farmaceutycznych jest chyba teraz trochę inne…

Trochę to za mało powiedziane. W Wielkiej Brytanii grupa osób wpadła na pomysł, by robić ekstrakty z marihuany metodą z XVIII w., którą oni opatentowali, bo wynalazca o tym nie pomyślał . Zarabiają na ekstrakcie z rośliny, a ją samą chcą utrzymać w kategorii nielegalnych.

Dlaczego politycy w Polsce, ale także i na całym świecie tak bardzo boją się oskarżenia, że są miękcy dla narkotyków?

Widział pan jak zazwyczaj wygląda dyskusja w Sejmie gdy jest omawiana ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii. Natychmiast rzucają się pewne posłanki – nie będę tu już wymieniała ich z nazwiska – z okrzykami, że jakiekolwiek złagodzenie jest przyzwoleniem na narkotyki i wspieraniem handlarzy narkotyków. Nie wiem co się ludziom porobiło w głowach, że tak są nastawieni. Ale z drugiej strony: jeśli się komuś cały czas powtarza, że marihuana i inne narkotyki to samo zło no to takie są efekty.

Myśli pani, że obecne podejście w społeczeństwie do narkotyków jest właśnie kwestią tego, że po prostu ubił się pewien schemat, który się ciągle odtwarza?

Myślę, że to jest właśnie bezrefleksyjne powtarzanie.

Myśli pani, że jakoś można to zmienić, bo tutaj trzeba by chyba było przede wszystkim zmienić mentalność klasy politycznej?

Myślę, że można, m. in. pisaniem o tym jak rzecz wyglądają naprawdę. Dlatego m. in. moja książka jest tak gruba – bo poszperałam jak to się zaczęło z tą delegalizacją. Chciałam pokazać, że przyczyną tego było nie to, że ktoś udowodnił, że marihuana jest szkodliwa, tylko po prostu nie wiadomo dlaczego („a jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o…”). Marihuana tak naprawdę nigdy nie powinna zostać włożona w worek z narkotykami. A trafiła tam, bo gdy pierwszy raz w 1925 r. konferencja Ligi Narodów omawiała kwestie dotyczące opium i kokainy, to ni z gruchy ni z pietruchy, przedstawiciel Egiptu wstał i powiedział, że marihuana jest jeszcze gorsza i że w jego kraju szpitale psychiatryczne są pełne wariatów, którzy ją palili. Ponieważ Egipt wtedy świeżo uzyskał niezależność od Brytyjczyków, którzy przewodzili konferencji, to ci uznali, że jeśli będą przeciw wystąpieniu przedstawiciela tego kraju, to zostanie to źle odebrane. Brytyjczycy ci nie mieli pojęcia o marihuanie, więc na wszelki wypadek się z panem doktorem zgodzili i dopisali marihuanę wtedy po raz pierwszy do groźnych narkotyków, z którymi trzeba walczyć. Potem się okazało, że przedstawiciel Egiptu kłamał w sprawie sytuacji w jego państwie. A gdy w tym kraju przykręcono śrubę marihuanie poskutkowało to… epidemią używania heroiny.

Jak powinno pani zdaniem wyglądać modelowe rozwiązanie kwestii medycznej marihuany w Polsce?

Tak jak w Holandii. W tym kraju susz marihuany jest pod nazwą leków. Jest dokładnie przebadany i ma się pewność, że nie zawiera szkodliwych dla zdrowia substancji. Takie leki powinny być stosowane w Polsce.

Można podejść jeszcze inaczej: Czesi jakiś czas temu zalegalizowali medyczną marihuanę. Na razie lekarstwa maja zamiar sprowadzać właśnie z Holandii, a docelowo mają uprawiać własne konopie. Ale też stawiają na roślinę, a nie na ekstrakty.

Można opatentować roślinę? To jest w ogóle możliwe?

To nie jest sensu stricte patent, ale chodzi o ustawę o dobrych praktykach w ogrodnictwie, która na kilkadziesiąt lat chroni taką odmianę przed używaniem przez kogoś innego, dokładniej rzecz opisałam w książce.

W swojej książce przedstawia pani wiele ludzkich historii pacjentów stosujących medyczną marihuanę…

…tak, to jest bardzo ważne…

…czy zauważyła pani między nimi jakiś wspólny mianownik, coś co ich wszystkich łączy?

Fakt, że marihuana wszystkim pomogła, opisują oni jak dobrze się po niej czuli (jasne, że niektórym może ona nie pomóc). W tej książce jest też pewne zdanie: „Jeżeli masz coś, co poprawia apetyt, poprawia nastrój, czyni człowieka szczęśliwym, nawet jeśli jest w terminalnym stadium raka, to dlaczego jest to złe?” – wypowiedział je doktor, który przez lata walczył o możliwość zrobienia badań klinicznych u osób zakażonych HIV – żeby wykazać, czy marihuana jest bezpieczna i skuteczna. Pozwolono mu dopiero na badania, gdy weszła skojarzona skuteczna terapia antyretrowirusowa – czyli po piętnastu latach. Zajęło to tyle, bo wcześniej inna firma wyprodukowała syntetyczny tetrahydrkanabinol (THC), jedyny kanabinoid wykazujący własności psychoaktywne – tego typu rzeczy są splotami różnych interesów, oczywiście nie możemy mieć pewności, że to akurat było przyczyną, ale tak to się złożyło.

Dlaczego część lekarzy jest sceptycznie nastawiona do marihuany? Jest w Polsce całkiem spora liczba lekarzy, którzy pomimo badań, pomimo historii konkretnych chorych ludzi są nadal wrogo nastawieni do stosowania konopi. Skąd to się bierze?

Nie podejrzewam, żeby polscy pacjenci z lekarzami rozmawiali o marihuanie. Polscy pacjenci wiedzą, że doktorzy o marihuanie nic nie wiedzą i nie chcą się narażać na złe potraktowanie przez nich. Natomiast doktorzy są taką samą częścią społeczeństwa, jak reszta – oni w większości po prostu mają uprzedzenia. Gdy rozmawiam ze studentami szóstego roku, to zawsze się znajdzie pomiędzy nimi ktoś, kto mi rzuci, że on zna takiego, który jara bez przerwy, w związku z tym jest to szkodliwe. Ale na pytanie czy ten, który jara bez przerwy i jest w słabym kontakcie z otoczeniem, wcześniej miał może jakieś problemy z psychiką taki student już zwykle nie zna odpowiedzi.

Manuel Langer

Napisz do autora: manuellanger@cannabisnews.pl

Promocja
Promocja
Promocja
Promocja

1 KOMENTARZ

Comments are closed.